Mark Greenside is an author whose work is deeply informed by a rich tapestry of life experiences. He has engaged in civil rights activism, protested war, offered counseling, served communities, led unions, and taught at the college level. These diverse roles infuse his narratives with a profound understanding of human nature and societal dynamics. His stories, featured in numerous literary journals, offer readers a compelling exploration of the world through a lens shaped by continuous engagement and a drive for deeper comprehension.
The hilarious follow-up toI'll Never Be French, about which theSan Francisco
Chroniclewrote, Imagine Larry David . . . spending a summer in a French
village - against his will, of course - and you get some sense of what Mark
Greenside goes through.
Dwadzieścia pięć lat temu, wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi, kupiłem dom we
Francji. Najpierw długo się dziwiłem wszystkiemu, co mnie otaczało, a potem
doszedłem do wniosku, że i tak nie zostanę Francuzem choćbym nie wiem jak
się starał. I tak zatytułowałem moją pierwszą książę opisującą początki życia
na francuskiej ziemi. Łatwo nie było. I nie jest. Ciągle popełniam gafy, choć
zdarzają się i trafy, wszystko przeplatane szaleństwami. To znaczy
szaleństwami z punktu widzenia Francuz�w, bo dla mnie wszystko normalka . Na
ile normalka, starałem się pokazać, zestawiając charakterystyczne dla Francji
zachowania, obyczaje, nawyki i opatrując je komentarzami niezmiennie wiecznie
zdziwionego obcego, zza oceanu. Dwadzieścia pięć lat temu kupiłem dom we
Francji. I nigdy, nawet przez chwilę, nie żałowałem!
Kiedy Greenside - mieszkający w Kalifornii nowojorczyk, zasiedziały sceptyk i
niewierny (a� przynajmniej nieufny) Tomasz - pojechał z dziewczyną na wakacje
do niewielkiej celtyckiej wsi w Finistere, jego życie wywr�ciło się do g�ry
nogami. Dowcipnie, ciepło, z sympatią dla Bretończyk�w, Greenside opowiada,
jak się urządził w kraju, kt�rego języka nie znał, ani nie wiedział, jak w nim
cokolwiek funkcjonuje. A wszystko było inaczej niż w USA. Wbrew swoim
przekonaniom zaufał mieszkańcom miasteczka - sąsiadom, pracownikom i
przygodnym znajomym. I choć pokonał codzienne trudności, otworzył konto w
banku, kupił dom i pozbył się roju os z komina - ciągle coś go zaskakiwało. `O
trzeciej, czyli o dziewiątej czasu nowojorskiego, kiedy prawdopodobnie nikogo
nie zastanę, robię to, co uczyniłby każdy dorosły szanujący się, niezależny
przedstawiciel pokolenia baby boom, planujący kupno domu lub potrzebujący
wym�wki. Dzwonię do mamusi. Odbiera. (...) - Mamo, nie uwierzysz, ale chyba
znalazłem we Francji dom, kt�ry chciałbym kupić. Czekam, aż usłyszę:
Oszalałeś, odbiło ci, co się z tobą dzieje? - To miło, kochanie - odpowiada
mamusia. To miło! Cholera jasna. Czy ona nie rozumie mojego przekazu: że musi
mnie z tego wyciągnąć? Trzymajcie mnie! Chyba powinienem być bardziej
dosłowny. - Problem w tym, że musiałbym dać zaliczkę, jakieś dziesięć tysięcy.
To załatwi sprawę. Jakie pieniądze, jaka pożyczka? Przecież wie, że nigdy nie
zobaczyłaby ich z powrotem. No i po domu we Francji. Ha! - Dobrze. - Dobrze? -
No pewnie. - Naprawdę? - A czemu nie? Nic nie rozumiem. (...) Zadawała mi
więcej pytań, gdy pożyczałem (nigdy nie oddałem) dwieście dolar�w na ślubny
garnitur`. fragment książki Mark Greenside - autor opowiadań drukowanych w
wielu gazetach i czasopismach, m.in. w `The Sun`. Mieszka w Kalifornii, gdzie
uczy i prowadzi ożywioną działalność polityczną, oraz w Bretanii, gdzie, jak
m�wi, nie umie zrobić niczego bez proszenia o pomoc.