Nie ma bodaj w literaturze światowej powieści tak słynnej (przetłumaczono ją
na ponad 100 języków świata) jak Zbrodnia i kara Fiodora Dostojewskiego
(1821-81). Autor, czołowy przedstawiciel (obok Tołstoja i Turgieniewa)
rosyjskiego realizmu, wielki pesymista, człowiek skazany przez carat na
katorgę, a potem przeciwnik idei socjalistycznych zdaje się w niej pytać: Czy
zbrodnia popełniona w imię wielkiego, szlachetnego celu zasługuje na karę? Czy
zatem cel uświęca środki? A może przeciwnie: to użyte środki, zawsze i
wszędzie, rozstrzygają o wartości celu? Czy zatem zbrodnia (czy to popełniona
w imię wielkiej idei czy w zasadzie po to by udowodnić sobie, że po prostu
można) musi nieść za sobą karę, wbrew temu co wydaje się głównemu bohaterowi
powieści, Raskolnikowowi? Czy aby aktem zabójstwa nie zabił symbolicznie sam
siebie? I czy ten racjonalista nie musiał odrzucić argumentów rozumu, by w
końcu dojść - na drodze mistycznej (drodze serca) - do prawdy objawionej?
Nie ma bodaj w literaturze światowej powieści tak słynnej (przetłumaczono ją
na ponad 100 języków świata) jak Zbrodnia i kara Fiodora Dostojewskiego
(1821-81). Autor, czołowy przedstawiciel (obok Tołstoja i Turgieniewa)
rosyjskiego realizmu, wielki pesymista, człowiek skazany przez carat na
katorgę, a potem przeciwnik idei socjalistycznych zdaje się w niej pytać: Czy
zbrodnia popełniona w imię wielkiego, szlachetnego celu zasługuje na karę? Czy
zatem cel uświęca środki? A może przeciwnie: to użyte środki, zawsze i
wszędzie, rozstrzygają o wartości celu? Czy zatem zbrodnia (czy to popełniona
w imię wielkiej idei czy w zasadzie po to by udowodnić sobie, że po prostu
można) musi nieść za sobą karę, wbrew temu co wydaje się głównemu bohaterowi
powieści, Raskolnikowowi? Czy aby aktem zabójstwa nie zabił symbolicznie sam
siebie? I czy ten racjonalista nie musiał odrzucić argumentów rozumu, by w
końcu dojść - na drodze mistycznej (drodze serca) - do prawdy objawionej?