Explore the latest books of this year!
Bookbot

Strzeżysz Piotr

    Niespełnienia
    Sen powrotu
    Powidoki
    • Powidoki

      • 168 pages
      • 6 hours of reading
      4.0(56)Add rating

      Czułem smutek, taki zwyczajny, jaki się czasami czuje, kiedy żegnamy kogoś dopiero co poznanego, podświadomie wiedząc, że ten ktoś odszedł na zawsze, a nam się wydaje, że coś nam umknęło, czegoś w tym kr�tkim spotkaniu zabrakło i że zaraz, za moment, tych kilka kr�tkich chwil rozpłynie się w niepamięci i teraz już nic nie da się zrobić, aby je ocalić. Może każde takie spotkanie, ci wszyscy przypadkowi ludzie na mojej drodze, zabierają jakąś cząstkę mnie, a ja zabieram cząstkę ich, i jedyne co po nas pozostaje, to niewyraźne, rozmazane powidoki, w kt�rych p�źniej, po latach, na pr�żno usiłujemy siebie odnaleźć. Mały Piotr ma kilkanaście lat, kiedy po raz pierwszy wybiera się zupełnie sam w swoją rowerową wędr�wkę z małej miejscowości Łuk�w na południe Polski. Podstępem, w pełnej konspiracji, na pożyczonym rowerze, tylko po to, żeby zrealizować kotłujące się od dłuższego czasu w głowie dziecięce marzenia i przekroczyć granicę znanego, oswojonego świata. 25 lat p�źniej dorosły Piotr ma za sobą tysiące przejechanych na jednośladzie kilometr�w w śniegu i w upale, dziesiątki odwiedzonych kraj�w na obu p�łkulach, setki napotkanych na swojej drodze ludzi. Powidoki to jego wersja wspomnień z drogi, kt�ra cały czas trwa, nawet jeśli trzeba na chwilę się zatrzymać. To opowieść o ludziach, kt�rych mija się na szlaku, pamiętając mniej lub bardziej wyraźnie ich przyjazne słowa i pomocne gesty. To wreszcie zapiski z podr�ży pełnej kolor�w, zapach�w i dźwięk�w, kt�re z czasem rozmywają się, ale nigdy nie blakną. Bo najpiękniejsze podr�że nigdy się nie kończą.

      Powidoki
    • Spotkania z drugim człowiekiem, nie mniej poruszające spotkania ze zwierzętami, wreszcie spotkanie z samym sobą i szukanie prawdy o świecie ukrytej między rzeczywistością jak najbardziej fizyczną, namacalną, a tą oniryczną, rozciągającą się gdzieś na pograniczu widzenia i śnienia. Piotr Strzeżysz w swojej najnowszej książce opisuje rowerową podr�ż przez obie Ameryki, jednak zamiast przewodnikowych opis�w znajdziemy tu mieszankę utkaną z wydarzeń, wnikliwych obserwacji i osobistych doświadczeń. Autor maluje, używając sł�w. Uwodzi, wykorzystując literackie obrazy. Przykuwa, opisując drobiny codzienności definiujące życie. Sen powrotu to wciągająca opowieść o byciu w drodze, tęsknocie, marzeniach, ale przede wszystkim jest opowieścią o wielorako rozumianym poszukiwaniu: siebie, innych, 'swojego' miejsca, czasu... O okazującym się nagle nierozpoznaniu pozornie rozpoznanego i rozpoznawaniu nierozpoznawalnego, kt�re ostatecznie i tak nierozpoznawalne pozostanie.

      Sen powrotu
    • Kochana Mamo, gdy będę duży, to Ci przywiozę wielbłąda z podróży choć dorosłemu Piotrowi nie udało się spełnić obietnicy złożonej na laurce przez siedmioletniego Piotrusia, Mama pozostała najbliższą mu osobą. Jego nowa książka to intymny dziennik kolejnych etapów choroby matki i żałoby syna. Układając mozaikę wspomnień, autor tworzy obraz ich relacji, bardzo bliskiej, ciepłej, nie tak ulotnej jak powidoki, bardziej przyziemnej niż zaistnienia a przecież i tak rozpiętej między nieobecnościami, znaczonej przeoczeniami, podszytej tęsknotą za tym, co nie wypowiedziane i nie przeżyte do końca. Piotr Strzeżysz po raz kolejny zaprasza też Czytelników w podróż nie w przestrzeni jednak, a w czasie, do swojego dzieciństwa i wczesnej młodości, kiedy większość marzeń tak łatwo było spełnić. Słodko-gorzkie szkice z prowincji okresu komunistycznych ograniczeń, nostalgiczne anegdoty, pełne humoru sceny z zupełnie innych niż dziś realiów, pierwsze niespełnienia nieuniknionej dorosłości, no i... od prawie zawsze obecny w jego życiu rower. Wracałem ze szkoły do domu, zjadałem talerz pomidorowej albo krupniku, a zaraz potem wsiadałem na rower i jechałem, wcale nie aż tak daleko jak teraz, wystarczyło kilka, kilkanaście kilometrów. Pedałowałem przed siebie z dziką, obezwładniającą desperacją i tak bardzo chciałem, żeby to się nigdy nie skończyło, ta jazda, ta młodość, ten beztroski stan. Odsuwałem dorosłość jak niechciane towarzystwo, odpychałem jak talerz z zawiesistą, śmierdzącą kaszą na mleku. Jechałem przed siebie i nie chciałem wracać, nieważne, czy w deszczu, upale, czy pod silny wiatr. Kiedy się zmęczyłem, kładłem się na ziemi, na mchu i patrzyłem w niebo, na wierzchołki drzew, a czas upływał nicnierobieniem, milczeniem, aż wreszcie robiło się zimniej, ciemniej, o wiele później od zwyczajowej godziny powrotu. Wracałem do domu po starych śladach, klucząc jak pies, na węch, na pamięć, na zew, a Ty już tam czekałaś Mamo, niespokojna, a może tylko udająca troskę, strasząc, że kiedyś się doigram i porwą mnie w lesie Cyganie albo czarna Wołga wywiezie mnie na Sybir. fragment książki

      Niespełnienia